wtorek, 27 grudnia 2016

Głośne dzieci....

Bycie rodzicem wiąże się często z wejściem w pewien konflikt z otoczeniem, często ma to miejsce na wielu płaszczyznach. Tym razem nie będę się skupiać na karmieniu piersią (pewnie do jutra nie skończyłabym pisać- kurczę, właśnie to mnie dziwi, że najnaturalniejsza rzecz na świecie budzi jakiekolwiek kontrowersje), dzisiaj będzie o dziecięcym krzyku. Nie raz i nie dwa razy słyszałam o konflikcie między sąsiadami, spowodowanym głośnym zachowaniem dziecka. Powiem szczerze, zawsze wsadzałam je do jednej szuflady z historiami w rodzaju "pozwałam ich do sądu za złośliwe spuszczanie wody w toalecie- robią to, żebym nie mogła spać', czyli o sąsiadach mających problemy psychiczne. Jednak po minionych świętach zaczęłam trochę inaczej na to patrzeć.
Moja siostra przyjechała do rodziców ze swoimi dwoma synami- chłopcy są w wieku dwóch i czterech lat, widujemy się rzadko, ze względu na dzielącą nas odległość. I co się okazało? Że w drugi dzień świąt wracaliśmy do domu z gigantycznym bólem głowy, bo chłopcy, jakby nie patrzeć, najbliżsi kuzyni mojej Małej, zachowywali się jak małpy w zoo i krzyczeli jak opętani. Żebyście mieli obraz, to powiem tylko, że Mała, która z reguły bez problemu bawi się z dziećmi, chociażby z wnuczkami swojej niani, po prostu bała się przebywać z nimi w jednym pokoju. Od razu mówię, rozumiem, że dziecko musi się wyszaleć, to jasne, pytanie tylko, na jakim etapie zaczynamy rozdzielać sytuacje zabawy i przebywania w domu (odpoczynku, wyciszenia? Nie mam pomysłu jak to nazwać). Rozumiem, że dziecko na imprezach dziecięcych krzyczy i biega, rozumiem, że gdy się bawi, to jest głośne, w końcu jestem matką dwulatki. Pytanie tylko, czy dwójka brzdąców powinna być na tyle głośna, że wręcz uniemożliwiają dorosłym jakąkolwiek inną egzystencję? Tutaj mam duże wątpliwości. W końcu wiele rodzin ma dwójkę i więcej dzieci i mogą normalnie funkcjonować. O ile, gdy rodzina mieszka w domku jednorodzinnym, to takie zachowanie dzieci wpływa tylko na rodziców (i tutaj też mam pewne wątpliwości- w końcu prawie wszyscy sąsiedzi moich rodziców mają wnuki, ale tylko w przypadku przyjazdu mojej siostry z rodziną wszyscy zaraz o tym wiedzą- jedna z sąsiadek zakomunikowała to mojej mamie, a ona nawet nie miała argumentu, żeby ją zbyć- to po prostu prawda), to w przypadku mieszkania w bloku lokatorzy innych mieszkań mają przechlapane. Po tym jak Mała bała się swoich kuzynów, moja siostra próbowała się tłumaczyć, że jak chodzi z nimi na imprezy dziecięce, to wszystkie dzieci zachowują się tak jak oni. Pytanie, czy dziecko powinno być codziennie nakręcone, jak w sytuacji kinderbalu, który jest sytuacją wyjątkową? Czy sąsiedzi z bloku nie mogą w swoim własnym domu odpocząć po pracy? Czy bycie rodzicem zwalnia nas z obowiązku myślenia o samopoczuciu innych? Myślę, że nie. O ile w przypadku niemowląt jesteśmy w pewien sposób usprawiedliwieni, to już dzieci w takim wieku chyba powinny być pod kontrolą? Może się mylę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz