niedziela, 23 września 2018

Simona Kossak "Saga Puszczy Białowieskiej"


Wracam po kolejnej długiej przerwie spowodowanej m.in. wakacyjnym wyjazdem. I tutaj sięgamy do przyczyny sięgnięcia po dzisiejszą bohaterkę- "Sagę Puszczy Białowieskiej"- wyjechałam właśnie do Białowieży. I czytanie "Sagi..." właśnie będąc w tym miejscu było cudownym przeżyciem.
Może jednak zacznę od początku- autorką tej pozycji jest Simona Kossak, wywodząca się z artystycznej rodziny biolożka, która opuściła Kraków i zamieszkała w Dziedzince- leśniczówce w Białowieży (a raczej w lesie). "Saga..." miała być spłaceniem długu za trzydzieści wspaniałych lat przeżytych w Puszczy Białowieskiej.
Powstała pozycja opowiadająca losy tego obszaru od czasów prehistorycznych po czasy współczesne, przy czym suche fakty przeplatają się z opowiadaniami wprowadzającymi nas w klimat danego okresu, uwidacznia się tutaj ogromna wrażliwość autorki na losy przyrody. Przyznam, że momentami lektura wywoływała u mnie przygnębienie- jesteśmy gatunkiem tak okrutnym i bezmyślnym, że momentami aż boli. Przede wszystkim to, że mamy szczęście posiadać w swoim kraju fragment ostatniego lasu pierwotnego w Europie i ciągle próbujemy umniejszać jego rolę lub porównywać go do sztucznych nasadzeń z innych miejsc. Historia tego obszaru jest niesamowicie burzliwa i nie mogę się nadziwić, że pomimo tylu przeciwności losu, Puszcza dalej istnieje. Mam nadzieję, że w końcu nasi politycy docenią to, co mamy i uczynią całą Puszczę parkiem narodowym- niezmiernie dziwi mnie to, że Białorusini chronią cały obszar posiadanej Puszczy, natomiast u nas jest ona częściowo lasem gospodarczym (tym bardziej, że wartość turystyczna tego "lasu" w przeliczeniu na pieniądze jest kilkanaście razy większa od wartości drewna, które można z niej pozyskać).
Warto "Sagę.." przeczytać przed wyjazdem w tym kierunku- autorka podaje w tej pozycji szereg niewygodnych faktów, które niestety nie stawiają w pozytywnym świetle władz naszego kraju, a które w okolicznych muzeach są podane w ugrzecznionej i wyprasowanej formie (dotyczy to na przykład dat zabicia ostatnich żubrów). Autorka nie miała też litości dla historii królewskich łowów - przyznam szczerze, że opisy tutaj wywoływały gęsią skórkę, a to przez bezwzględność i okrucieństwo ludzkie.
Podsumowując- gorąco polecam wszystkim kochającym naturę, a także tym, którzy są po prostu ciekawi tego, co mamy w Polsce. Duża doza samodzielnego myślenia i otwarty umysł przy tej lekturze jest bardzo wskazany.