sobota, 9 maja 2015

Młoda matka- ta, co nic nie wie...

Odkąd zaczęła się moja kariera macierzyńska, mam wyjątkowe szczęście do spotykania różnej maści frustratów oraz osób, które może mają dobre chęci, ale im średnio pomaganie wychodzi. I tak moja Teściowa, która jest osobą o naprawdę wielkim sercu, podarowała mi książeczkę o opiece nad noworodkiem z roku 1984. Co więcej, jest bardzo rozczarowana, że nie stosuję się do zaleceń z owej książeczki. Regularnie mamy z mężem suszone głowy o to, że Mała nie dostaje herbatek i nie przyjmuje do wiadomości, że dopajanie Małej jeszcze bardziej zaburzyłoby moją i tak już zaburzoną laktację, a przy dziecku słabo przyrastającym jest bardzo złym pomysłem. Mniejsza z tym, żal mam o to, że przyjechała do nas jak Mała miała trzy tygodnie i przyglądała się naszemu życiu z pozycji osoby mającej łapki założone na plecach i oceniającej (oraz dającej "dobre" rady). A że Mała miała wtedy fazę na wiszenie na piersi na zmianę z wizytą na przewijaku, to udało mi się zjeść pierwszy posiłek czyli jogurt w okolicach południa. Gdy myłam po nim zęby, to już szanowna Mamusia pukała mi do łazienki, że dziecko płacze i trzeba się nim zająć...
I tak, gdy opowiadałam tą historię u fryzjerki napadła na mnie Baba z karetki czyli kobieta, która jeździ karetką, szczerze powiem, nie wiem w jakim charakterze. I oberwało mi się za to, że nie dopajam dziecka, bo "przecież takie byki były na herbatkach wykarmione". A w ogóle, to te gówniary które mają teraz dzieci, to tylko się wszystkimi by wysługiwały, bo kto to widział, żeby wzywać karetkę do krztuszącego się dziecka (no, niestety, znam przypadek, gdy dwunastolatek zakrztusił się tak skutecznie, że umarł), do gorączkującego dziecka i dziecka płaczącego. I w ogóle ta pani była strasznie wściekła, bo do pierdół jeździ. I ani słowa o tym, że czasem jest lepiej pojechać do pierdoły niż, gdyby rodzice czekali na pogorszenie się stanu dziecka. No niestety, wiedzę na temat stanów nagłych mamy w kraju bardzo ubogą i osobiście wolę, gdy zaniepokojony rodzic zadzwoni na pogotowie niż rozwijającą się chorobę zaniedba...
Kolejna sytuacja- jestem z Małą na spacerze- Mała leży w gondoli wyłożonej kocykiem i jest ubrana w wiosenny kombinezon. Jakaś babcia/opiekunka idzie z wózkiem i gdy ją mijam zagląda do mojego. I tylko z tyłu słyszę komentarz, jak to dziecko przegrzewam i wydelikacam. Aż sprawdzam, jak wygląda sytuacja z temperaturą u małej na karczku. Przyjemnie ciepła i sucha, czyli komfort cieplny ;). Idę sobie spokojnie dalej...
I coraz bardziej przekonuję się o tym, że jedyna słuszna postawa, to nikogo postronnego o niczym nie informować i robić swoje, bo ludzie tylko szukają okazji, żeby wypluć swoje frustracje pierwszej napotkanej osobie. Oczywiście, to zagra, jeśli ma się w swoim otoczeniu życzliwie nastawione osoby. A co, gdy takich nie ma?? Trzeba zagryźć zęby i mieć wszystkich w tyle...