sobota, 17 października 2015

O upadku ideału, czyli znowu szukam niani...

Pisałam, że znaleźliśmy ideał?? Myliłam się i to okrutnie.
Po czterech tygodniach nasze drogi się rozeszły i znów szukam niani...
Przez dwa tygodnie wszystko było ok. Niania dwa razy musiała iść do lekarza i jej nie było (w życiu bym z tego powodu nie robiła problemów). W trzecim tygodniu raz odebrałam dziecko z przemokniętą moczem i kałem pieluchą i ubrankiem. Już zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Zatrułam jej tym życie, potem w piątek dziecko śmierdziało papierosami (przeprowadzona poważna rozmowa i trochę pyskowanie niani). W poniedziałek niania była chora- ok, żaden problem, napisała, że to końcówka, bo zaczęło się w piątek wieczorem, że we wtorek już będzie. We wtorek jej nie było bez zapowiedzi- już się wkurzyłam. W czwartek przyniosła dziecko i powiedziała, że nie chciała jeść deserku (nie chciała, to trudno, żaden problem)- otworzyłam torbę, patrzę, a deserek nawet nie otworzony. Mała zjadła od razu cały słoiczek. Wczoraj było pożegnanie z nianią.
I teraz, jak czytam tą litanię, to sama na siebie się wkurzam, że trzymałam dziewczynę za długo, że już po tej wpadce z pieluchą trzeba ją było pogonić. Bo odparzenie leczę do dzisiaj, tylko dziecka szkoda...
Teraz nie bawię się w ogłoszenia w internecie, szukam pocztą pantoflową. I zobaczymy jaki będzie wynik.