sobota, 5 listopada 2016

Dzień przemyśleń matki pracującej


Dzisiaj po raz pierwszy od bardzo dawna byłam z Małżem i Małą na długim spacerze. W sumie ten tydzień był bardzo intensywny i cieszę się, że się skończył.
Mała ma okres, gdy wykorzystuje każdą chwilę mojej obecności w domu i najchętniej spędzałaby ten czas u mnie na rękach. Niestety, waży już ponad dwanaście kilogramów i moje ręce i kręgosłup krzyczą głośno i wyraźnie "Nie ma mowy!". Pytanie: Jak to wytłumaczyć niespełna dwuletniemu brzdącowi? Byłabym bardzo szczęśliwa, gdybym chociaż mogła z nią usiąść, niestety to nie wchodzi w rachubę- awantura jest wtedy na całego- muszę stać i trzymać ją na rękach. W najbliższym czasie kupię sobie chyba nosidełko (muszę zgłębić temat, bo na rynku jest ich od groma, a część może wpływać negatywnie na rozwój kręgosłupa i bioder u dziecka), żeby odciążyć ręce i kręgosłup, bo moje dziecko jest bardzo temperamentne i gdy zacznie się awantura, to nie trwa 5 ani 10 minut, ale nawet dobrą godzinę, po której kapituluję. Trudno też winić dziecko za to, że jest spragnione kontaktu z mamą, która bardzo dużo pracuje... Odmawianie jej kontaktu czy czułości tylko by pogorszyło sprawę, przynajmniej takie mam odczucia.
Przy okazji moje dziecko pięknie mówi "pa pa" (o opanowanym do perfekcji ekspresyjnym "nie" lepiej nie mówić...) i coraz lepiej potrafi wyrazić swoje potrzeby. A ja, jak to zapracowana matka, mam ogromny żal, że tak wiele rzeczy w jej rozwoju mi umyka... Niestety, taka jest chyba rzeczywistość większości rodzin spłacających kredyty...
Nawiązując do wczorajszego wpisu- czekając w ogrodzie na męża, który nie mógł się wyszykować do wyjścia, zrobiłam zdjęcia naszym hotelom dla zapylaczy- widać w nich zamurowane przez jakieś owady otwory, pszczoły oczywiście już się wygryzły i nie ma po nich śladu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz