wtorek, 15 listopada 2016

Dzień frustrata...

Dzisiaj jest ten dzień, gdy wszystkie moje starania nie przeszły w spodziewane efekty. To dzień, gdy pomimo tego, że pracuję nad kobyłą od sześciu lat, okazało się, że kładzie się ona w galopie na prawo. Co lepsze, trener na to patrzył i nie wiedział o co mi chodzi, bo przecież z boku wygląda to bardzo dobrze... Jakże żałuję, że wrażenia wzrokowe nie pokrywały się z tym, co czułam w siodle. Wyszło na to, że się biednej kobyły czepiam, a ja czekam na jutrzejszy dzień. Podejrzewam, że źródła moich odczuć leżą w mojej asymetrii, którą przenoszę na kobyłę, jutro czeka mnie walka z tym tematem. Muszę wrócić do ćwiczeń usprawniających moje ciało, mam podejrzenia, że tutaj jest źródło naszych problemów.
O dzisiejszym dniu w pracy wolałabym zapomnieć- teoretycznie nie miałam chwili, żeby podrapać się po głowie, w praktyce wyszło tak, że nie widzę żadnych wymiernych efektów moich działań.
Kolejną sprawą, która dzisiaj też mi nie wyszła, ale już przyniosła mi uśmiech rozczulenia na twarz, to kąpiel Małej. Niby wszystko pięknie i ładnie, choć Mała dzisiaj zarządziła opcję z połową zwykłej ilości wody. Jednak spuszczona na chwilę z oczu po kąpieli dobrała się do rodzynek w czekoladzie i pięknie umazała nimi całą twarz i ciuszki.
Dodam do tego, że wczoraj, podczas super-pełni miałam bardzo dziwne sny, które dały mi wiele do myślenia, cóż zobaczymy w najbliższym czasie, co z nimi zrobię. Po wczorajszej nocy mam tylko wrażenie, że moja podświadomość dobrze mi podpowiada w pewnych kwestiach, ale to już wyjdzie w praniu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz