sobota, 12 listopada 2016

Dziadkowie- kochamy ich i nienawidzimy...

No właśnie- moi rodzice mieszkają prawie 300km ode mnie, natomiast od teściów dzieli mnie ok. 100 km. Na miejscu nie mam żadnej rodziny, w związku z tym, na co dzień w kwestii opieki nad Małą jesteśmy zdani z mężem tylko na siebie i na Nianię. Czasem jednak przychodzi czas odwiedzin- o ile z moją Teściową relacje mam raczej szorstkie (od urodzenia Małej- Teściowa wie wszystko lepiej, również od lekarzy, tylko nie wiedzieć czemu jej dzieci połowę dzieciństwa spędziły w szpitalach), Teść ma tyle taktu, żeby się nie wtrącać w rzeczy, na których się nie zna, więc w praktyce stoi całkiem z boku. Moi Teściowie są na tyle wiekowi, że nie miałabym odwagi ich angażować w bardziej aktywną opiekę nad Małą. Jedyne, do czego mam zastrzeżenia, to niestety postawa 'wszystko- wiem-najlepiej' Teściowej. Gdyby jej uwagi pochodziły z ust osoby, która ma z Małą większy kontakt, pewnie przystanęłabym nad nimi i się zastanowiła. W sytuacji, gdy mała ma 23 miesiące i Babcię widziała 5 razy,jej rady jedynie wkurzają mnie niemożebnie i budzą chęć buntu.
Sprawa z moimi Rodzicami wygląda nieco inaczej- są młodsi od moich Teściów o ok. 10 lat, w związku z tym, mają dużo więcej energii, na dodatek mają całkiem inne podejście do kontaktów rodzinnych- mój Małż do swoich rodziców dzwoni raz w miesiącu i jest to dla nich norma, ja z moimi Rodzicami rozmawiam codziennie, widzimy się również częściej, bo wychodzi, że co ok. dwa miesiące przez kila dni. I tutaj pojawia się konflikt, bo takie wizyty nie pozwalają na nawiązanie głębszej więzi, jednak mają oni poczucie, że coś o Małej wiedzą... Jeśli dodamy do tego, że wychowali dwójkę dzieci bez zbędnych komplikacji i mają jeszcze dwóch wnuków- synów mojej siostry, to mamy obraz sytuacji, w której podczas wizyt Rodziców czuję się mało komfortowo, bo jestem traktowana jako osoba, która wie mniej, a skutki bywają opłakane...
Pal licho, kiedy nie dali sobie przetłumaczyć, że krem do pupy smaruje się cienką warstwą, bo zatyka pory pieluchy i jeszcze może pogorszyć odparzenie i przenieść je na dalsze obszary skóry. Dzisiaj miałam bardzo niefajną akcję, bo Małej wychodzą kolejne zęby i jest marudna jak sto os. Mama założyła jej śliczną tunikę- mnie się bardzo podobało jeszcze się ucieszyłam, że jest dłuższa niż trzeba, bo nie będzie Małej zawiewać zimne powietrze na spacerze. Moja Mama stwierdziła, że Małą trzeba przebrać, bo tunika będzie wystawać spod płaszczyka. I ja i mój Małż prosiliśmy, żeby tego nie robiła, bo dziecko jest cierpiące i w złym humorze. Cóż, Mama zaczęła przebierać Małą, gdy jedliśmy śniadanie. Podczas ściągania tuniki zaczęły się wrzaski, płacz, wywijanie się na podłogę, sprawę pogorszył jeszcze fakt, że podczas tych szaleństw dziecko uderzyło się głową w stół... Wolę nie opisywać, co się działo, podczas zakładania sweterka, kurtki i butów- generalnie pojawiły się wszystkie objawy, że dzisiejszy dzień będzie bardzo trudny. Skutek tych wszystkich zabiegów był taki, że Mała przez całą późniejszą wyprawę bała się spuścić mnie z oczu i nie chciała zostać na chwilę sama z Dziadkami. Na koniec, gdy ubierałam Małej czapkę po wizycie w sklepie i Mała się przed tym broniła, mój Tata bez pytania mnie o zdanie, złapał Małą za ręce i mocno przetrzymał. Skończyło się na panice z bezdechem i takim wywijaniem, że Mała prawie wypadła z wózka. Potem zaliczyłam kilometrowy spacerek z ważącą trzynaście kilogramów Małą na rękach, bo każda próba odłożenia jej do wózka lub postawienia na ziemi kończyła się rozdzierającym płaczem. Oczywiście powiedziałam, co o tym myślę, ale się dowiedziałam, że wymyślam, bo to w końcu tylko dziecko. To, że dziecko jest wybitnie wrażliwe i to dla niej trudna sytuacja, gdy jest tak traktowana, szczególnie przez osoby, które rzadko widuje, już nie zostało wzięte pod uwagę... Argument, że dziecko jest codziennie ubierane w normalny sposób i przeze mnie i przez Nianię nie spotkał się ze zrozumieniem.
I tylko jest mi po dzisiejszym dniu cholernie przykro, bo fakt, że broniłam mojego dziecka przed zbyt intensywnymi ingerencjami moich rodziców został odebrany w ten sposób, że jestem kłębkiem nerwów i powinnam się uspokoić. Szkoda tylko, że nikt nie bierze pod uwagę tego, że dziwnym zbiegiem okoliczności, ani Niania, ani ja, nie mamy takich problemów z Małą, jak nie ma jej Dziadków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz