niedziela, 12 lutego 2017

Ostatnie sadzenie- podsumowanie i żale na Małża

Dzisiaj w końcu posadziłam namaczane od poniedziałku nasiona palmy daktylowej. Mam nadzieję, że taki długi pobyt w wodzie nasionom nie zaszkodził, ale po prostu nie mogłam się zebrać, żeby to zrobić. Własnych doniczek doczekały się też szczepki trzykrotki- zdecydowałam się posadzić po gałązce na doniczkę, w końcu trzykrotka rośnie stosunkowo szybko, mam nadzieję, że będę się wkrótce cieszyć roślinkami.
Młode awokado wygląda imponująco, pomimo tego, że mała próbowała je dzisiaj oskubać z liści i łamać podczas mojego pobytu w stajni, na szczęście Małż wykazał się refleksem i je uratował. Tyle szczęścia nie miał wczoraj mój fikus beniaminek, który stracił ponad połowę liści. Obawiam się, że tego nie przeżyje, a uwielbiałam tą roślinę. Moja reakcja na to, co spotkało beniaminka uratowała dzisiaj awokado. Nie jestem jakoś wybitnie nerwowa, ale szlag mnie jasny trafia, gdy mój Małż pozwala Małej niszczyć moje rzeczy/ rośliny/ książki podczas mojej nieobecności po to, żeby móc sobie spokojnie pospać. Wczoraj wróciłam po dwóch godzinach nieobecności ze stajni i zastałam w naszej sypialni liście fikusa na podłodze, pełno ziemi i resztek jedzenia w łóżku i wszechobecny syf, a także zadowoloną ze swojego dzieła Małą i ciągle zaspanego Małża. Miałam ochotę go zabić, a na Małą naprawdę nie chciałam nawet patrzeć, pomimo tego, że to nie jej wina- w końcu po to czekałam aż jej ojciec się wyśpi po powrocie z nocnej zmiany, żeby dziecko było zaopiekowane pod moją nieobecność. Tymczasem on wpadł na genialny pomysł, że się zamknie z dzieckiem w sypialni i będzie sobie dalej spać. Dzisiaj z kolei był kolejny dzień, gdy wstał w zasadzie tylko na dwa posiłki, a tak to spał cały dzień, gdy byłam u kobyły to na tyle płytko, żeby uratować awokado. W sumie, to po tym weekendzie czuję się samotna i opuszczona, inaczej wyobrażałam sobie małżeństwo po urodzeniu dziecka. Gdy nie było Małej w takie dni siedziałam dłużej w stajni, spotykałam się ze znajomymi, miałam zajęcie, teraz czuję się nieszczęśliwa, tym bardziej, że ze względu na pogodę długi spacer z Małą nie wchodził w rachubę- po pół godziny Mała miała bardzo czerwone policzki, pomimo zabezpieczenia kremem... Pożaliłam się, teraz czas na fotki:
Awokado przed przeprowadzką (zostało wyniesione od nas z sypialni):
I trzykrotki:

2 komentarze:

  1. Może Twój mąż nie wie, jakie to dla Ciebie ważne?...
    Szalejesz z tymi nasadzeniami :) Niedługo będziesz mogła otworzyć palmiarnię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie, z tych zasadzonych ostatnio nasion wyjdą przy dobrych wiatrach jedna - dwie palmy i to gdzieś za pół roku, poza tym Mała dba o to, żeby roślinek nie było za dużo. W innych przypadkach ja daję ciała- wydaje mi się, że zalałam czosnek na amen. Poza tym, mam niecny plan część rozmnożonych roślin wziąć do pracy- w gabinecie nie mam ani jednego kwiatka...
      Co do Małża- on wie, jak ostatnio szaleję na punkcie roślin, po prostu jest chronicznie przemęczony i wychodzi mu jak wychodzi, a ja mam żal o to, że swoich rzeczy pilnuje (ja też Małej nie pozwalam niszczyć jego rzeczy), a potrafi pozwolić jej podrzeć moją nową książkę...

      Usuń