poniedziałek, 24 października 2016

Męska obowiązkowość, czyli dlaczego od wczoraj zieję ogniem

Od dłuższego czasu naprawdę zazdroszczę facetom. A mojemu szczególnie. Czego? Bynajmniej, nie tego, że są źródłem wszelkiego zła na tym świecie- od bóli porodowych zaczynając, a na wojnach kończąc. Zazdroszczę im totalnego luzu i olania sytuacji.O co chodzi? Wychodzę do pracy o siódmej rano, wracam po osiemnastej i co robię? Gotuję obiad, w międzyczasie próbuję ogarnąć trochę mieszkanie, nie wkurzając głośnym odkurzaniem sąsiadów, włączyć pranie i jeszcze zająć się Małą, która po całym dniu jest spragniona kontaktu z Mamą. Jedyne co udało mi się wywalczyć, to wychodne do kobyły, dzięki któremu nie zwariowałam. Co w tym czasie robi mój mąż? Ano śpi. Albo mówi, że idzie spać, a siedzi przed komputerem. Czasem MUSI liczyć projekt (no dobra, w końcu czas skończyć ten drugi kierunek). Wczoraj przeszedł samego siebie- spał calutki dzień, wstał tylko po to, żeby zjeść obiad i poszedł znowu spać (no dobra, poszedł do pracy na nockę, co go w ogóle nie usprawiedliwia). Dzisiaj mi się oberwało z tej okazji- to MOJA wina, bo kazałam mu przenieść naszą sypialnię do pokoju, gdzie jest spokojniej i panuje lepszy klimat do spania i on nie mógł się dobudzić. Biedaczek.
Szlag mnie jasny trafia, bo co chcę odkurzyć mieszkanie (co przy trzech kotach w domu i szalejącej dwulatce jest czynnością, którą chciałabym wykonywać przynajmniej co drugi dzień), to mówi, że on to zrobi jak jutro wstanie (ostatnio ma dużo nocek i wieczornych zmian- teoretycznie wstaje, jak jestem w pracy) i co? Odkurzy chodnik w przedpokoju, zapomni o dywanie w łazience, zapomni o pokoju z zabawkami Małej.
Kurczę, marzę o tym, żeby mieć czysty dom, sęk w tym, że bez współpracy się po prostu nie da. Wczoraj sprzątałam porozrzucane zabawki i myłam podłogi o 23, jak Pan i Władca Pilota był w pracy. Dzisiaj przyszłam do domu i co? Zabawki porozrzucane, jak przed sprzątaniem- Dziecko dobrze się bawiło, a Tata oglądał telewizję. Czasem najdzie go ochota na sprzątanie, najczęściej kuchni, wtedy nie daj Boże, zostawić na chwilę cokolwiek na stole- bo ON POSPRZĄTAŁ, a ja jestem bałaganiarą (nie twierdzę,że nie, co nie zmienia faktu, że to nie ja mam obrzydliwy zwyczaj wrzucania resztek jedzenia do zlewu i zostawiania w nim brudnych naczyń, gdy akurat o zmywarkę dbam, żeby zawsze była gotowa na przyjęcie nowego wsadu).
I czytając powyższe, doszłam do wniosku, że jestem klasycznym przykładem klęski feminizmu obecnych czasów- bo co z tego, że mam prawo pracować i głosować, gdy jestem zajeżdżana obowiązkami nałożonymi mi niejako kulturowo- sprzątaniem, gotowaniem, wychowywaniem dziecka? Udział faceta w tych czynnościach uchodzi za wielką łaskę, szczególnie w tej okolicy, bo facet pracujący w kopalni powinien mieć podane wszystko pod nos. Szkoda tylko, że jedyne, co z tego wszystkiego wychodzi, to moja wielka frustracja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz