niedziela, 2 października 2016

Kolejne próby podejścia do odchudzania i ich skutki...

Cóż chciałabym powiedzieć, że przed ciążą byłam piękna, szczupła i w ogóle super. Niestety tak nie było. Mam tendencję do tycia- czytaj dam się zabić za czekoladę i słodycze, nieregularnie jem, mimo starań i generalnie jestem zabiegana, poza tym nie wiedzieć czemu, warzywa to nie jest dla mnie rzecz oczywista do jedzenia i muszę naprawdę się zmuszać, żeby je jeść, choć nie mogę powiedzieć, że ich totalnie nie lubię. Ale zaraz po studiach, jak się zaparłam, to udało mi się przebiec i półmaraton i maraton ;) Pół roku przed ciążą ważyłam 82 kg przy niecałych 1,7m wzrostu i wtedy postanowiłam się odchudzać. Do zajścia w ciążę (niespodziewanego) udało mi się zrzucić 10kg.
Teraz ważę prawie tyle samo, co przed tamtym odchudzaniem, bo 83kg.
I co? Postanowiłam sobie potruchtać i w perspektywie wrócić do biegania.
Błąd.
Pomimo regulaminowej rozgrzewki przed i rozciągania po i tego, że naprawdę się nie przeciążałam to tydzień truchtania co drugi dzień przypłaciłam dwutygodniowym bólem kolan. Teraz leżę w łóżku z grypą i robię plan, co tym razem zrobić.
I od obecnej wypłaty plan jest połączony z planem oszczędzania czyli: do pracy będę sobie gotować posiłki (teraz codziennie kupuję w barze, niby domowe, ale wiadomo, jak to jest) i zaczynam od łagodnych ćwiczeń w domu - płyt mam pełno, myślę, że zacznę od jogi, żeby zwiększyć elastyczność, a jak przyjdą efekty, to będę dalej kombinować, mimo wszystko- marzy mi się powrót do biegania, ale na to się zdecyduję, jak zrzucę co najmniej 15kg i kobyła mi pozwoli ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz