niedziela, 16 października 2016

Grzybobrania i terenów nadszedł czas..

Mamy piękną mokrą jesień, co w tym roku poskutkowało wysypem grzybów, których wyszukują ich amatorzy. Grzyby uwielbiam, ale totalnie się na nich nie znam, w związku z czym nie bawię się w grzybobranie- jakby nie patrzeć mam małe dziecko i chcę je wychować...
Za to dla mnie jesień to okres, gdy najwięcej jeżdżę w tereny na kobyle (nie jest już tak gorąco i nie ma owadów) i siłą rzeczy często spotykam grzybiarzy. Najczęściej są to bardzo sympatyczne spotkania, w końcu obie strony są miłośnikami natury.
Jedyne, co mnie dziwi, to fakt, że wczoraj droga w środku lasu przypominała raczej parking przed supermarketem niż leśny dukt. Mój mąż, który pochodzi z rodziny mającej tradycje w zbieraniu grzybów, zawsze powtarzał, że na grzyby jeździ się na rowerze, bo w ten sposób można odwiedzić najwięcej "tajnych" miejsc i najwięcej nazbierać. Ale i on mi opowiadał, że ostatnio spotkał grzybiarza na quadzie Cóż, najwidoczniej taki znak czasów.
Jedyne, z czym mam problem, to brak obycia grzybiarzy i innych osób chodzących po lesie, z końmi. W sumie to nic dziwnego, jeździectwo nie jest bardzo popularne w naszym kraju, jednak często spotykam się z wielkim zdziwieniem ludzi, gdy próbuję się z nimi witać- cóż koń jest zwierzęciem płochliwym i dla osób postronnych nie jest oczywiste, że milczący człowiek idący w lesie może wzbudzać w koniu obawę. Po tym jak "straszny ludź" się odezwie nastawienie konia magicznie zmienia się z obawy w ciekawość.
W ubiegłym roku miałam sytuację, która mogła się skończyć źle, bo pan, gdy usłyszał galopujące konie stał za krzakiem, tylko po to, żeby w chwili, gdy nadjeżdżaliśmy wyjść- na szczęście skończyło się tylko uskokiem w bok w wykonaniu mojej kobyły i postraszeniem przednimi nogami- pan był bardziej wystraszony od niej, myślał, że koń jak już galopuje to idzie prosto i nie interesuje go, co się dzieje z boku. Cóż, mylił się.
Na szczęście od kilku lat nie miałam nieprzyjemności spotkać dziwnych osobników specjalnie płoszących konie, co mnie zawsze najbardziej przerażało- to takie fajne narazić kogoś na upadek, a nawet śmierć? Raz, gdy musiałam w ręku z kobyłą świeżo po kontuzji przejść 50m drogą do weterynarza, prawie zeszłam na zawał, bo kierowca bez wyobraźni zamiast nas ominąć szerokim łukiem podjechał z tyłu i zaczął trąbić. Tylko podpowiem, że już oczami wyobraźni widziałam, jak kobyła kopie w samochód z tylnych kończyn, rozwala sobie nogi, tratuje mnie i idzie w długą przez całą wioskę. Na szczęście udało mi się nad nią zapanować i nic strasznego się nie stało, ale nieszczęście było bardzo blisko.
Koleżanka, która jest instruktorką miała bardzo niefajną sytuację, gdy dziecko, które było z nią w terenie spadło z konia po tym, jak facet na quadzie ich wyprzedził i nagle zaczął robić przed nimi bączki- konie oczywiście się spłoszyły, a superman na swoim żelaznym rumaku oczywiście czym prędzej się oddalił z uśmiechem na ustach...
Podsumowując- szanujmy się wszyscy, na szczęście lasów u nas dostatek i dla wszystkich znajdzie się miejsce, sprawmy aby wszyscy wracali z nich zadowoleni i nie przykładajmy ręki do tego, aby komuś się stała krzywda...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz