piątek, 14 listopada 2014

Koty i ciąża/małe dziecko??

No właśnie temat, który budzi wiele emocji. Przez kilka lat dość aktywnie z siostrą działałyśmy jako koci dom tymczasowy. Sprawa trochę się rozmyła przez prozę życia- siostra zaczęła pracować i założyła rodzinę, ja też zaczęłam pracować i przybyły mi dwa ogony w stajni (teraz już jeden), co było takim energio- kaso-i czasopochłaniaczem, że na aktywne szukanie domu dla kociaka już by nie starczyło.Co nie zmienia faktu, że jak widzę zwierzę potrzebujące pomocy, to nie przechodzę obojętnie- mojego ostatniego tymczasowego podopiecznego oddałam w miniony wtorek (spędził u mnie prawie dwa miesiące) ;)
Przez te kilka lat, odkąd dość intensywnie interesuję się losem bezdomnych zwierząt, wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, gdy "ciąża właścicielki" = "kot wypad z domu". Święty spokój dla byłych właścicieli i tragedia zwierzaka, który nie wie za co został porzucony. Argumenty są różne: "mamy za małe mieszkanie" (Naprawdę?? To dlaczego braliście zwierzę, które po kastracji często dożywa nawet dwudziestu lat?), "koty roznoszą toksoplazmozę" (Cóż, przez mój dom przewinęło się ok. pięćdziesięciu kotów w różnym stanie- jednego z moich obecnych stałych podopiecznych mogłam zaszczepić po ponad sześciu miesiącach od przyjścia do mnie, bo ciągle go leczyliśmy. I mimo opieki nad takimi przypadkami, w każdym trymestrze musiałam robić wyniki na toxo, bo nie miałam z nią kontaktu. Z resztą tym pierwotniakiem najczęściej zarażamy się drogą pokarmową- przez surowe mięso, niedomyte owoce i warzywa- niewychodzący z domu kot, który nie dostaje surowego mięsa i nie mający okazji do polowania np. na myszy, nie stanowi żadnego zagrożenia), "koty duszą dzieci/przegryzają im szyję" itp. (Czy ktoś spotkał się OSOBIŚCIE z takim przypadkiem? Bo ja spotkałam się wyłącznie z historiami słyszanymi od starszych osób, że gdzieś tam we wsi wiele lat temu kot zabił dziecko. Fakt, że to było kolejne dziecko w rodzinie i jego pojawienie się było rodzicom nie na rękę, zapewne nie miał tu żadnego znaczenia).
Nie ukrywajmy- pojawienie się malucha w domu to przemeblowanie totalne życia i dla rodziców i dla futrzastych współlokatorów, ale (prawie) wszystko jest do przejścia. Czasem nawet zwierzak, który nie lubi dzieci. Mąż koleżanki, która ma kota i dwa nielubiące dzieci psy, zabierał ze szpitala zużyte pieluszki ich dziecka i dawał zwierzakom do obwąchania. Efekt jest taki, że ich córka jest jedynym dzieckiem, które z tymi psami może robić co chce (oczywiście, wszystko pod kontrolą rodziców). Koty to trochę inna para kaloszy- futra moich rodziców, gdy mój siostrzeniec był na etapie leżącym, pilnowały go- do tego stopnia, że gdy zostawał sam w pokoju i zaczynał płakać, to biegły do siostry lub dziadków szukać pomocy ;) Gdy młody zaczął interesować się ich ogonami, one przyjęły strategię unikania małego agresora ;)
Zdarzają się również sytuacje, gdy kot nie radzi sobie z obecnością nowego domownika. Objawia się to w różny sposób- kot zamyka się w sobie, zaczyna znaczyć teren pazurami, czasem moczem, zdarzają się również zachowania agresywne. I są na to różne sposoby-obroże z feromonami, dyfuzory wkładane do kontaktu rozpylające syntetyczne feromony, gdy to nie skutkuje, weterynarze w ciężkich przypadkach przepisują leki antydepresyjne lub uspokajające. Czasem warto rozejrzeć się po mieszkaniu i zastanowić się, czy możemy zrobić coś, żeby nasz kot miał miejsce, gdzie może czuć się bezpiecznie- zdarza się, że przemeblowanie czyni cuda i odmienia zwierzaka (w zasadzie, to od tego powinno się zacząć), w większych miastach można znaleźć kociego behawiorystę, który może pomóc rozwiązać problem. Jeśli nic nie skutkuje, to rzeczywiście w takiej sytuacji trzeba rozejrzeć się za nowym domem dla futra. I chciałabym dożyć czasów, gdy to najbardziej radykalne rozwiązanie będzie ostatecznością, a nie pierwszym krokiem, gdy pojawi się problem. Choćby dlatego, żeby pierwszą lekcją dla młodego człowieka nie było to, że żywą, czującą istotę można potraktować jak niepotrzebną rzecz, czy zepsutą zabawkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz