poniedziałek, 17 listopada 2014

Dokarmianie ptaków- dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane??

Tegoroczny sezon na dokarmianie ptaków jakoś nie może się rozpocząć przez wyjątkowo ciepłą pogodę, ale dzisiaj zobaczyłam w warzywniaku mieszanki dla dzikich ptaków i naszło mnie na refleksję. Sama wzięłam się za ten temat jeszcze w szkole podstawowej i od tego czasu co rok w sezonie zimowym mam karmnik w ogrodzie. Temat ten ostatnimi laty budzi kontrowersje- otóż pokazały się badania, które wskazują na to, że nie dość, że dokarmianie nie zwiększa ilości ptaków przeżywających zimę, ale przeprowadzane nieprawidłowo może tą liczbę wręcz zmniejszać...
Okazuje się, że tradycyjne karmniki sprzyjają rozprzestrzenianiu się chorób i pasożytów ptaków, szczególnie, że mało kto pamięta o tym, żeby je regularnie czyścić i myć (niestety mycie raz- po sezonie, to za mało). Wiąże to się z tym, że w godzinach żerowania, w okolicach karmnika jest większe zagęszczenie ptaków niż w jakiejkolwiek naturalnej sytuacji, poza tym jeśli świeżą porcję pokarmu wysypiemy na zanieczyszczoną ,najczęściej, ptasimi odchodami resztkę poprzedniego posiłku, to mamy gotową bombę  epidemiologiczną. Przyznam, że sama miałam problem z utrzymaniem higieny w tradycyjnym karmniku i dlatego z niego zrezygnowałam. Od czterech lat swoje dokarmiane opieram na kupnych kulach tłuszczowych z ziarnami, które wieszam w siatkach w ogrodzie, a pokarm sypki serwuję w karmniku-tubie, który uniemożliwia zanieczyszczenie pokarmu odchodami. Z mojego karmnika mogą korzystać na raz maksymalnie dwa ptaki, więc zmniejszone jest też ryzyko złapania od siebie pasożytów zewnętrznych. Minusem takiego rozwiązania jest to, że z takiego karmnika korzysta tylko "drobnica" - u mnie są to głównie mazurki i sikory, większe ptaki raczej nie mają możliwości skorzystania z pokarmu, chyba, że coś wypadnie na ziemię. I tutaj dochodzimy do kolejnego problemu - karmnik musi być w takim miejscu, żeby żaden drapieżnik nie mógł się zaczaić na stołujące się ptaki. Niby rzecz oczywista, ale często o tym zapominamy.
I jeszcze kwestia tego czym dokarmiamy. Otóż ważne, żeby to nie były pokarmy solone- tym bardziej, że dostęp do wody w zimie jest często ograniczony. Najczęściej serwuję słonecznik i mieszankę ziaren z warzywniaka (sprowadzają specjalną mieszankę dla ptaków zimujących) plus kule tłuszczowe, o których wspominałam, siemię lniane, o dziwo, nie wzbudziło entuzjazmu...
I jeszcze jedno- najważniejsze- jak już zaczynamy dokarmiać, to róbmy to regularnie, ptaki przyzwyczajają się do miejsca stołowania i czekają na posiłek, zimą, gdy dzień jest krótki panują ujemne temperatury, trudno jest im szukać jedzenia, gdy zawiedziemy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz