sobota, 6 czerwca 2015

I jak to jest z "normalnym" życiem, gdy jest się świeżo upieczoną matką??

W końcu po prawie pół roku bycia Mamuśką naszło mnie na małe podsumowanie.
Wróciłam do jazdy konnej nieco ponad dwa miesiące po porodzie (chciałam szybciej, ale mąż miał sesję i nie mógł zostawać z Małą). Obecnie jeżdżę 5-6 razy w tygodniu. Miałyśmy z kobyłą startować w przyszłym tygodniu w zawodach, ale niestety, zostałyśmy pokonane przez bardzo mocne podbicie. W zasadzie jest to materiał na następny wpis, bo kolejny raz się przekonałam, że gdy coś zaczyna szwankować w pensjonacie, to należy się od razu domagać naprawy sytuacji. Teraz, gdy sprawa ma się bardzo źle, wina jest zrzucana na mnie, bo przejechałam twardą drogą, natomiast winy nie widzi się w wiecznie mokrej ściółce w boksie i rozmoczonym rogu. Mniejsza z tym, przewalczymy to... Szkoda tylko, że widoków na kolejne zawody brak, bo nie wyobrażam się ciągać Małej po odległych miejscowościach - te zawody w przyszłym tygodniu mamy na miejscu...
Wracając do tematu, przy dobrej organizacji pracy, da się ogarnąć maratony po lekarzach, odciąganie pokarmu pięć razy dziennie, konia w stajni i prowadzenie domu (no dobra, w celu zachowania zdrowia psychicznego mogę startować w konkursie na Najgorszą Panią Domu, ale przynajmniej naczynia nie zalegają w zlewie i kuwety kocie są wysprzątane ;) ). Nawet wygospodarowałam dzisiaj czas na to, żeby z małą pójść na mszę (tak po raz pierwszy od... dwóch lat?).
I wszystko to nie mając na miejscu nikogo z rodziny i małżonkiem pracującym w systemie czterozmianowym i studiującym zaocznie. I tak, mam czasami dosyć i jestem zmęczona, chce mi się płakać i rzucić to wszystko w cholerę, ale szybko mi przechodzi:)
Prawda jest taka, że najbardziej boję się powrotu do pracy, bo wtedy dopiero zaczną się problemy z łączeniem wszystkiego....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz